Bo kiedyś ponoć miałem wszystko gdzieś tu obok
Dziś wiem, że to wszystko to nic żyjąc z tobą
- Na litość boską. Dać kobiecie prawo jazdy. Czy pani zgłupiała?! To nie są wyścigi formuły 1. Pani widzi jak wyglądają dziś drogi?! - jakiś mężczyzna w kapturze wydzierał się pukając, a raczej waląc pięściami o szybę. Byłam w szoku, pomimo tego, że panu, w którego uderzyłam nic nie jest, a jedyna szkoda jaką mu wyrządziłam to rozbicie przedniego światła, rozwalenie błotnika i wgnieciona maska. Chyba zacznę wierzyć w cuda.
Z bólem szyi, wyszłam z samochodu, bo wypadało dogadać się z gościem.
- Pokryję wszystkie koszty, proszę się nie martwić, nie będę robiła problemów. To moja wina.
- Dominika?!
- Paweł ?!
- Zawsze wiedziałem, że jeździsz jak Kubica, ale dzisiaj przesadziłaś.Wsiądźmy do samochodów i jedźmy do mojego domu. Mamy 10 minut drogi do Bełchatowa.
Moje zdziwienie było tak ogromne, że nawet nie zaprzeczyłam. Z niedziałającym jednym światłem ruszyliśmy w stronę miasta. Droga zleciała mi dziwnie szybko. Za szybko. Bo nawet nie zastanowiłam się co mu powiedzieć. Wysiadłam z samochodu i bez słowa udałam się do mieszkania Pawła. On jednak złapał mnie za ramię.
- Nie wchodzimy jeszcze do środka. Zmieniamy samochód i jedziemy do szpitala.
- Jakiego znowu szpitala? Przecież jestem cała, nic mi nie jest.
- Ty jesteś cała, ale nasze dziecko trzeba zbadać. Nie przegadasz mnie. Wsiadaj.
Nie miałam wyjścia. Znowu wygrał. I znów miał rację.
Po godzinie byłam dokładnie opatrzona. Lekarze stwierdzili, że z nami wszystko w porządku. Odetchnęłam z ulgą, bo po reakcji Pawła sama się przestraszyłam.
Do Zatorskiego wracaliśmy w milczeniu, a na parkingu wspomniał tylko o tym, że zostaję u niego na noc i że o ciuchy nie mam się co martwić, bo u niego nadal wszystko jest. W szufladzie, na swoim miejscu.
Stał przy oknie. Odwrócony plecami, tak jakby czegoś wypatrywał. Ja zaś chodziłam po mieszkaniu i nie mogłam znaleźć sobie miejsca. Wiedziałam, że muszę coś powiedzieć. Najlepiej prawdę. Wszystko to, co czuję. Stanęłam dwa kroki za nim i z głową opuszczoną w dół powiedziałam cicho:
- Jechałam do ciebie. Nawet jeżeli nasze spotkanie miałoby trwać 5 minut albo mniej, to i tak jechałam. Bo chciałam. Chciałam ci coś powiedzieć, wiesz?
Na moje słowa Paweł wyraźnie drgnął, jednak nie odezwał się ani słowem. Kontynuowałam.
- Bałam się. Tak cholernie się bałam, że zniszczę ci życie. Bałam się, że mnie odrzucisz kolejny raz. Ale kiedy wszystko przemyślałam, uświadomiłam sobie, że wszystko co robiłeś miało mi pokazać, że ci zależy. I że chcesz mnie odzyskać. W głębi serca już dawno ci wybaczyłam. Bo cię kocham. Ale to twój wybór co z tym zrobisz.
Odeszłam od Pawła i usiadłam na sofie. On jednak wziął kurtkę i wyszedł, rzucając przy tym tylko:
- Za chwilę wrócę.
Nie wiedziałam co robić. Czy wyjść, czy zostać i poczekać. Sięgnęłam po jego czarną bluzę leżącą na fotelu i ubierając ją podeszłam do okna przy którym stał chwilę wcześniej. Nie wiem ile tak stałam. Pięć, dziesięć, a może 15 minut. Łzy ciekły mi po policzkach. Nie zwróciłam nawet uwagi na dźwięk otwierających się drzwi wejściowych. W pewnym momencie usłyszałam za sobą chrząkniecie. Odwróciłam się.
- Przepraszam Domcia. Za to i za tamto... Za wszystko. Ale ja nie mogę bez ciebie... No wiesz, funkcjonować. Uwierz, że ja, stojący tutaj teraz z tobą twarzą w twarz, zrobiłbym wszystko, żebyś wróciła.
Wyciągnął ręce zza pleców w moją stronę. Leżały na nich dwa niebieskie buciki z granatowymi sznurówkami i zielonymi wstawkami.
- W sumie to wyprawkę dla dziecka moglibyśmy już powoli ogarniać. - uśmiechając się, przyciągnęłam go do siebie całując.
Niespodziewanie Paweł uklęknął na dwa kolana i przyciągnął mój brzuch do swojego ucha, kłądąc na nim rękę. Rozpłakałam się. Tak dawno nie zrobiłam tego ze szczęścia.
- Na litość boską. Dać kobiecie prawo jazdy. Czy pani zgłupiała?! To nie są wyścigi formuły 1. Pani widzi jak wyglądają dziś drogi?! - jakiś mężczyzna w kapturze wydzierał się pukając, a raczej waląc pięściami o szybę. Byłam w szoku, pomimo tego, że panu, w którego uderzyłam nic nie jest, a jedyna szkoda jaką mu wyrządziłam to rozbicie przedniego światła, rozwalenie błotnika i wgnieciona maska. Chyba zacznę wierzyć w cuda.
Z bólem szyi, wyszłam z samochodu, bo wypadało dogadać się z gościem.
- Pokryję wszystkie koszty, proszę się nie martwić, nie będę robiła problemów. To moja wina.
- Dominika?!
- Paweł ?!
- Zawsze wiedziałem, że jeździsz jak Kubica, ale dzisiaj przesadziłaś.Wsiądźmy do samochodów i jedźmy do mojego domu. Mamy 10 minut drogi do Bełchatowa.
Moje zdziwienie było tak ogromne, że nawet nie zaprzeczyłam. Z niedziałającym jednym światłem ruszyliśmy w stronę miasta. Droga zleciała mi dziwnie szybko. Za szybko. Bo nawet nie zastanowiłam się co mu powiedzieć. Wysiadłam z samochodu i bez słowa udałam się do mieszkania Pawła. On jednak złapał mnie za ramię.
- Nie wchodzimy jeszcze do środka. Zmieniamy samochód i jedziemy do szpitala.
- Jakiego znowu szpitala? Przecież jestem cała, nic mi nie jest.
- Ty jesteś cała, ale nasze dziecko trzeba zbadać. Nie przegadasz mnie. Wsiadaj.
Nie miałam wyjścia. Znowu wygrał. I znów miał rację.
Po godzinie byłam dokładnie opatrzona. Lekarze stwierdzili, że z nami wszystko w porządku. Odetchnęłam z ulgą, bo po reakcji Pawła sama się przestraszyłam.
Do Zatorskiego wracaliśmy w milczeniu, a na parkingu wspomniał tylko o tym, że zostaję u niego na noc i że o ciuchy nie mam się co martwić, bo u niego nadal wszystko jest. W szufladzie, na swoim miejscu.
Stał przy oknie. Odwrócony plecami, tak jakby czegoś wypatrywał. Ja zaś chodziłam po mieszkaniu i nie mogłam znaleźć sobie miejsca. Wiedziałam, że muszę coś powiedzieć. Najlepiej prawdę. Wszystko to, co czuję. Stanęłam dwa kroki za nim i z głową opuszczoną w dół powiedziałam cicho:
- Jechałam do ciebie. Nawet jeżeli nasze spotkanie miałoby trwać 5 minut albo mniej, to i tak jechałam. Bo chciałam. Chciałam ci coś powiedzieć, wiesz?
Na moje słowa Paweł wyraźnie drgnął, jednak nie odezwał się ani słowem. Kontynuowałam.
- Bałam się. Tak cholernie się bałam, że zniszczę ci życie. Bałam się, że mnie odrzucisz kolejny raz. Ale kiedy wszystko przemyślałam, uświadomiłam sobie, że wszystko co robiłeś miało mi pokazać, że ci zależy. I że chcesz mnie odzyskać. W głębi serca już dawno ci wybaczyłam. Bo cię kocham. Ale to twój wybór co z tym zrobisz.
Odeszłam od Pawła i usiadłam na sofie. On jednak wziął kurtkę i wyszedł, rzucając przy tym tylko:
- Za chwilę wrócę.
Nie wiedziałam co robić. Czy wyjść, czy zostać i poczekać. Sięgnęłam po jego czarną bluzę leżącą na fotelu i ubierając ją podeszłam do okna przy którym stał chwilę wcześniej. Nie wiem ile tak stałam. Pięć, dziesięć, a może 15 minut. Łzy ciekły mi po policzkach. Nie zwróciłam nawet uwagi na dźwięk otwierających się drzwi wejściowych. W pewnym momencie usłyszałam za sobą chrząkniecie. Odwróciłam się.
- Przepraszam Domcia. Za to i za tamto... Za wszystko. Ale ja nie mogę bez ciebie... No wiesz, funkcjonować. Uwierz, że ja, stojący tutaj teraz z tobą twarzą w twarz, zrobiłbym wszystko, żebyś wróciła.
Wyciągnął ręce zza pleców w moją stronę. Leżały na nich dwa niebieskie buciki z granatowymi sznurówkami i zielonymi wstawkami.
- W sumie to wyprawkę dla dziecka moglibyśmy już powoli ogarniać. - uśmiechając się, przyciągnęłam go do siebie całując.
Niespodziewanie Paweł uklęknął na dwa kolana i przyciągnął mój brzuch do swojego ucha, kłądąc na nim rękę. Rozpłakałam się. Tak dawno nie zrobiłam tego ze szczęścia.
jeszcze jeden przed nami.
Ojej, jak słodziuchno. To takie fajne ulepszenie tej soboty.
OdpowiedzUsuńJak to jeden? Co to jeden? Dla mnie nie istnieje cyfra jeden. ;)
OdpowiedzUsuńTo jest takie słodkie, awww :3 Jak ja się cieszę, że nic jej się nie stało i nic nie stało się dziecku. Ale tego, że Paweł byłby tym drugim kierowcą to w życiu bym się nie spodziewała. Coraz bardziej mnie tu zaskakujesz. Nie wiem czego ta Domi się tak bała. Takiego Pawła to tylko ze świecą szukać ;) Dałabym się za kogoś takiego pokroić. ♥
Pawełek jaki kochany. Facet przytulający się do brzuszka to ytaki uroczy widok, że aż mi łezki w oczach stoją:)
OdpowiedzUsuń