piątek, 11 października 2013

#14 Pozwolę chodzić po mojej głowie Tylko tobie.

Wszystkie sprawy czarodziejów
Cały piasek prosto z Helu
Wiersze, których nie napiszę
Wszystkie moje siedem życzeń
Jeśli kiedyś wreszcie je wypowiem
Tylko tobie.


-  Myślę, że ten wózek będzie odpowiedni. No popatrz, jaki jest ładny. 

- Paweł, przypominam ci, że mamy syna, a nie córkę. Chcesz go wozić w liliowym wózku z różową falbanką? Trochę męskości tatuśku! - popatrzyłam pogardliwym wzrokiem na Pawła, który w sklepie z akcesoriami dla dzieci próbował przerobić nasze dziecko na dziewczynkę.
- Przepraszam państwa, ale w drugiej części sklepu mamy jeszcze kilka innych wózków. Co prawda droższych niż te, ale może tam państwo znajdą coś odpowiedniego. - powiedziała sprzedawczyni, która już przez dłuższą chwilę przyglądała się naszym rozmowom, trwającym dobrą godzinę.
- To jest bardzo dobry pomysł proszę pani, bo ja już widzę wózek, którym będzie jeździł mój syn. - Paweł wjechał na środek sklepu czarno-turkusowym wózkiem na trzech kółkach.
- Jest śliczny. I praktyczny. Bierzemy go.
- Na 100%? Żebyś się nie rozmyśliła przypadkiem przy kasie.
- I kto tu przed chwilą zachował się jak baba, a mówi na mnie!

Opakowany w folię zakup spakowaliśmy do samochodu.

*

-  A co z ciuszkami? No i oczywiście z twoimi rzeczami?  
- No... Jeszcze nic nie mam. Nie miałam kiedy kupić.  
- To jedziemy jeszcze do galerii.  Nadszedł czas na twoje ulubione zajęcie, czyli zakupy. Jestem dla ciebie. Cały dzień, w galerii. Mierz co chcesz. Z kobietą w ciąży się nie dyskutuje. Może wreszcie kupisz coś  w większym rozmiarze niż XS albo S. 
- Ha, ha, ha. To się pośmialiśmy. 
- No już, już. Rozchmurz się. Złość piękności szkodzi.

Nienawidzę go. Jest okropny. 


Miał rację. Wpadłam w szał zakupów. 
- Dominika, ja już nie mam siły. Nie dam rady!
- No kotek, jeszcze jeden sklep, proszę! Ostatni, ostateczny. Tam zawsze są ładne torebki. A ja nie mam torebki.
- Masz całą szafę torebek...
- Cisza! Tak! Chce tą. W sam raz. Prawda, że ładna?  
- No ta, piękna, ale masz takie co najmniej trzy. 
- Co to, to nie. Nie znasz się. Faceci... Może za kilka lat mój własny syn doradzi mi lepiej niż jego tatuś. 

*

Po południu wróciliśmy do mojego mieszkania. Paweł poprosił Paulinę, aby przyjechała na weekend z Arkiem, a oni z Mariuszem będą spokojnie zdobywać kolejne zwycięstwa dla Skry. Co do dalszych tygodni mieliśmy się umówić. Wstępnie mieszkamy w Warszawie, ale bełchatowskie lokum Zatorskiego zostaje nadal do naszego użytku, jako taki 'drugi dom'. Z mieszkaniem wyszło na moje, bo swojego rodzinnego miasta nie chce opuszczać. Dobrze, że Paweł zgodził się na wszystko, co związane z tą kwestią. 

- Czyli mówisz, że tatuś ostro się zaangażował. Wózek, ciuszki i jeszcze modna mamuśka. Jeszcze trochę, a będzie cię na rekach nosił. I te smsy, kiedy tylko ma czas...  - Paulina z rozmarzoną miną popijała herbatę. 
- Nawet mu nie podziękowałam za dzisiaj. Wytrzymywał moją gadaninę cały dzień i nawet zbytnio nie marudził.
- Wiesz, myślę, że to co się między wami stało...

- Było potrzebne, bo uświadomił sobie kim tak naprawdę dla niego jestem i ile dla niego znaczę?
- Właśnie to chciałam powiedzieć. Wydaje mi się, że nie pożałujesz tego powrotu. Widzisz, wszystko zaczęło się układać.
- Ale gdyby między innymi nie ty, nie dałabym rady. Byłaś takim moim kołem ratunkowym. Jesteś wielka, kochana.
- Domcia, bo się wzruszę. Ciesze się, że do czegoś się przydałam. 

Przytuliłam Paulinę z całej siły.
- Dziękuję. 
- Podziękuj jeszcze dziewczynom, Maćkowi, dziadkom no i bratu. Młody stanął na wysokości zadania. Z resztą, wszyscy byli z tobą. I teraz wszystko się ułoży. Już się układa. 
Jak zwykle miała rację. Od początku, we wszystkim co robiła i mówiła. 


*
Postanowiłam zabrać Paulinę do dziadków. Tyle im o niej opowiadałam, że w sumie nie musieli jej poznawać. Ale dobrze zrobiłam. Babcia opowiadała o sytuacjach rodzeństwa Bartodziejskich, czyli o tacie i Maćku, który siedząc obok płakał ze śmiechu na ramieniu dziadka. Ogólnie było miło. Bardzo. Nasze spotkanie przerwało chrząknięcie zza pleców. Wszystkie oczy zwrócone zostały na bladego najprawdopodobniej ze zdenerwowania Pawła, który biorąc głęboki oddech podszedł do dziadków. Nie wiedziałam co powiedzieć, bo stojąc z bukietem czerwonych róż i trzęsącymi się rękami, postanowił coś z siebie wykrzesać.
- Bo... Nie ma tu rodziców i ... Pani Heleno i panie Wojciechu... Chciałbym prosić o pozwolenie... Albo inaczej...- No mówże ! - zza ściany wyłonił się Mariusz, który nie wiadomo skąd się tu wziął. Ba. Skąd wziął się Paweł też nie wiedziałam. 
- Chciałbym poprosić państwa o rękę Dominiki. - No wreszcie! - Kamil uniósł oczy do góry i klasnął w dłonie. 
Dziadkowie popatrzyli na siebie. Babcia rozpłakała się i przytuliła przestraszonego Pawła, dziadek zaś wyraźnie się wzruszył  i położył rękę na jego ramieniu.
- Nie wiem jak dla Helenki, ale dla mnie od początku, pomimo wszystko, byłeś częścią rodziny.

- No bierz ją! - krzyknął Kamil.
W tym momencie Zatorski uklęknął przede mną i wyciągnął z kieszeni czerwone pudełeczko w kształcie serca. Popatrzył na mnie i niepewnie je otworzył. 
- Nie będzie długiej przemowy. Wyjdź za mnie, Bartodziejska!
- No wiesz... Gdybyś powiedział inaczej, prawdopodobnie rozważyłabym twoje starania. 
Wszyscy popatrzyli się na mnie pytająco.
- Zamiast Bartodziejska, Zatorska głupku! 

* THE END *

Lukier, cukier. Ale ja lubię takie zakończenia. Domcia wybaczyła Pawełkowi, a tak naprawdę to miała tego nie robić. Jej decyzja zmieniła się wraz z moją osobistą decyzją. Ten blog od początku, jak już mówiłam, był szczególny. I ewoluował z wydarzeniami w moim prawdziwym życiu. I tu, i tu wszystko wróciło do normy. Było warto dać drugą szansę.
Pewnie jeszcze się pojawię. Dam znać w poście tutaj, bo nie zdecydowałam, czy kolejne opowiadanie będzie na tym linku, czy nie. Zobaczymy. A tymczasem, rozstaję się z Dominiką i Pawłem. Chyba na zawsze, chociaż ich polubiłam. Wszystkie blogi będę czytać i komentować bez zmian. No. Nie rozpisuję się, bo jeszcze chwila a walnę dobrą epopeję. Dzięki i do przeczytania! :*


A tymczasem idę cieszyć się moim własnym siatkarzem :* 

3 komentarze:

  1. No, nie lubię słodkich i lukrowych zakończeń, ale wiesz co? Odpowiada mi ono nawet. Nawet bardzo, bardzo. Pasuje mi, o! Jestem dumna z Pawła, że się ogarnął, a z Domci to już w ogóle! A poza tym to ja też chcę swojego siatkarza. Gdzie mój siatkarz w ogóle uciekł?

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie lubię lukru na cieście ale szczęsliwe zakończenia uwielbiam:). Sama jestem przeciwniczką wchodzenia dwa razy do tej samej rzeki i podziwiam dziewczyny, które potrafią dać drugą szansę!

    OdpowiedzUsuń
  3. I nawet sobie nie zdajesz sprawy jak teraz trudno mi będzie się żegnać z tą historią. xD No, ale ja mam przeogromną nadzieję, że niedługo zaczniesz następną historię, bo chyba nie przeżyję gdyby było inaczej.
    Zati mnie rozczula, ale normalnie tak, że ajajaj :3 Wszystko dobrze się skończyło. Strasznie się cieszę. Ja lubię szczęśliwe zakończenia, wiec jestem jak najbardziej usatysfakcjonowana. To trzymam kciuki za Ciebie i tego twoje siatkarza. Ja swojego szukam i znaleźć nie mogę, a w między czasie przypałętał się inny, także no :*

    OdpowiedzUsuń