sobota, 28 września 2013

#12 Miłość w adrenalinie i ryzyko w krokach.

Nie mam pretensji do Ciebie, w końcu chcesz lepiej dla mnie, jeżeli sam dla siebie chce - asymetria pragnień. 


- I żeby wreszcie się wszystko ułożyło. Będzie dobrze. Głowa do góry. - babcia trzymała w rękach moją zapłakaną twarz i ułamując kawałek opłatka, który trzymałam w ręce pocałowała mnie w czoło.
Te święta były inne. Cholernie inne. bo pomijając fakt awantury z Pawłem, od której minął jakiś tydzień, siedzieliśmy przy stole w składzie powiększonym o jedną osobę, która choć nie zajmowała ani centymetra kwadratowego powierzchni pokoju, była obecna. A przynajmniej ja czułam ją najbardziej. Zdecydowanie było bardziej wyjątkowo niż zwykle. Święta od zawsze są dla mnie czasem, w którym dostaję ogromnego kopniaka do działania na kolejny rok. Nie wiem dlaczego tak jest. Ale nie wnikam. Niech tak już będzie.

Mówiłam już, że kocham Warszawę? Mówiłam. Zapewne kilka razy. A mówiłam, że kocham ją za to, że nie śpi nawet w Boże Narodzenie o drugiej w nocy? Bo po pasterce na Polach Mokotowskich można minąć sporo osób. I nie snobów, jak się utarło, ale ludzi radosnych, rzucających się śniegiem, robiących zdjęcia i rozmawiających między sobą. To jest właśnie magia świąt.
- Dominika, jak to teraz będzie, no wiesz, dziecko, ty, Paweł...
- Nie wiem, Kamil. Wiem tylko, że będzie ciężko. Ale poradzę sobie. Zawsze sobie radziłam.
- Mogę ci coś powiedzieć? Jak brat siostrze, jak przyjaciel przyjaciółce?
- Wal.
- Rozumiem trochę Pawła.

- To znaczy? - popatrzyłam na młodego, unosząc do góry jedną brew.
- Tym niepowiadomieniem go o wszystkim i wykręcaniem się nie dałaś mu nawet szansy na wykazanie się. Zablokowałaś mu wszystkie drogi do siebie, a to właśnie w sytuacjach jak ta wychodzą intencje. Poczuł się skreślony, a nie chciał taki być. A jego wybuchowa reakcja była wyrazem tego, jak bardzo mu na tobie zależało.
Czasami zastanawia mnie, jak to możliwe, że ten gnojek ma 18 lat, a jest lepszym psychologiem niż niejedna dużo, dużo starsza osoba.
- Do czego zmierzasz?
- A do tego, że jeżeli chcesz być szczęśliwa, musisz pozwolić mu do siebie dotrzeć od nowa. Przecież go kochasz.
- Kocham. Nawet nie wiesz jak bardzo.
- Więc zadam ci ostatnie pytanie tego spaceru - Czego chcesz od życia, Dominika? 

Tym akcentem zakończyliśmy nasz spacer. Nie potrafiłam odpowiedzieć na to pytanie. Albo może inaczej. Potrafiłam, ale bałam się swojej własnej odpowiedzi. Bałam się szczęścia. Bałam się ryzyka.

Świąteczna atmosfera dwudziestego piątego i szóstego grudnia zmuszała mnie do coraz głębszych refleksji. Stojąc przy lustrze zauważyłam wyraźnie okrągły brzuch. Uśmiechałam się do siebie.
- Damy radę! - powiedziałam pod nosem, kładąc się spać. W końcu jutro będzie dwudziesty siódmy. Chwila oddechu i później z powrotem szał. Krótszy, bo sylwestrowy, ale bardziej intensywny. No. W moim stanie raczej nie.

2 stycznia.
Patrząc na skacowanego i zmęczonego Kamila włączyłam swoją tzw. szyderę i nalewając mu rosołu nie mogłam powstrzymać się od wrednych komentarzy. Dzisiejsza młodzież. Niestety mój śmiech z brata szybko został przerwany. Na wyświetlaczu mojego telefonu pojawiła się wiadomość od Pauliny, która posiadając wiadomości z wiarygodnego źródła, poinformowała mnie, że Paweł nie reaguje na żadne próby kontaktu. Zmartwiłam się. To raczej do niego niepodobne, bo przecież on nie może wytrzymać bez kontaktu z
ludźmi. Samotność nie jest w jego stylu. Zdecydowanie nie. Zostawiając obiad i wszystko inne wybiegłam z mieszkania dziadków i ruszyłam w stronę Bełchatowa.  Co prawda miałam być tam nazajutrz, ale intuicja podpowiadała mi, że coś się stało bądź stanie i muszę jechać. Pędziłam jak wariatka. Drogi były w fatalnym stanie. Pełno lodu i śniegu. Postanowiłam, że wyprzedzę mężczyznę jadącego przede mną. W przeciągu kilku sekund wpadłam a poślizg. Mój samochód tańczył na lodzie a ja nie mogłam nad tym zapanować. Usłyszałam uderzenie. 

poniedziałek, 23 września 2013

#11 Mniej wiesz o mnie, to śpisz spokojniej.

- I informujesz nas łaskawie dopiero teraz, tak? - ojciec chyba nie był zadowolony. A przynajmniej na takiego nie wyglądał.
- Przepraszam, przecież nic się chyba takiego nie stało... Dopiero 9 tydzień. - broniłam się, kładąc na stół wyniki USG.
- Ale stać się mogło. Najlepiej to było powiedzieć dopiero pod koniec ciąży. Tak żebyśmy z mamą nic nie wiedzieli, żeby nikt ci nie pomógł i żeby nas nie było w Polsce. Dorosła kobieta, a chciała ukryć ciążę tak jak małolata, która wpadła z pierwszym lepszym. Po co się ukrywałaś?

Zabolały mnie te słowa. Tym bardziej, że nie były one stu procentową prawdą. Postanowiłam nie pozostać dłużna.

- Dobrze, jest tak dobitnie odczuć twoją obecność po raz pierwszy od 15 lat. Szkoda tylko, że w taki sposób. No wpadliśmy. I to nie będąc razem. Fajnie, prawda? I powiem ci tatuś, że Kamil udał się do ojca. Szkoda tylko, że do twojego a nie do ciebie.  A z resztą... Ta reakcja oznaczała chyba, że nie ma chyba czego więcej wyjaśniać.

Pomimo wołań mamy, abym usiadła i powiedziała wszystko na spokojnie wyszłam z mieszkania i skierowałam się w stronę mojego samochodu, który trzeba było przestawić z parkingu do mojego garażu.
Zdenerwowana całym zajściem wróciłam do domu, rzuciłam w kąt torebkę i bezwładnie opadłam na sofę. Wyciągnęłam telefon, który jak na złość był rozładowany. No tak. Ja nie mogę mieć rozładowanego telefonu. To przecież od razu oznacza, że umarłam albo śmiertelnie obraziłam się na osobę, która próbuje się ze mną skontaktować. Po chwili wysłałam kilka SMS z groźbą utraty życia, która najwyraźniej nic sobie z tego nie zrobiła i odpisała tylko 'Jeszcze mi za to podziękujesz, Skarbie.'.


Około 3 miesięcy później, 16 grudnia. 

- Pani Dominiko, dziecko rozwija się prawidłowo. Na chwilę obecną, czyli w 20 tygodniu ciąży jestem w stanie stwierdzić, że jest to ...
W tym momencie czułam, jak moje serce rozrywa skórę i przedostaje się na zewnątrz. Paulina patrzyła wzruszona na ekran USG, a jej uśmiech na ustach sugerował, że za chwilę również i ja będę zadowolona.
- Chłopiec.
Do oczu napłynęły łzy. Spełniło się jedno z moich marzeń. Zawsze chciałam mieć syna. W zasadzie dwóch. A patrząc na ekran zaczęłam nienawidzić siebie, za to, że kiedykolwiek myślałam o pozbyciu się Mikołaja. Tak. Mikołaja, bo właśnie tak będzie się nazywać.
O ciąży wiedzieli już wszyscy - Młody, rodzice, dziadkowie, Maciek z rodziną, dziewczyny i Paulina z Mariuszem. No dobra, prawie wszyscy. Jestem mistrzynią w informowaniu o sytuacji osoby, która jest z nią bezpośrednio związana. Brawo, Bartodziejska. W głowie miałam jednak cudowny plan powiadomienia Pawła o wszystkim w  Boże Narodzenie. Byłam zdania, że są to jedyne dni w roku, kiedy nawet największe świnie okazują uczucia i zaczynają mówić ludzkim głosem. Sama nie wiedziałam czego chce i co będzie prostsze. Słowa Pawła zapewniające o jego uczuciu do mnie średnio przekonywały do jakiegokolwiek kroku w przód. Przecież to tylko słowa. Powiedzieć można wiele i ranią bardziej niż czyny, do zaufania potrzeba i tego, i tego.

W Bełchatowie, Warszawie i Łodzi od kilku dni panuje już typowo świąteczna atmosfera. Powinnam jej nienawidzić, bo przecież nie spędzam świąt z rodzicami tylko dziadkami, rodziną Maćka i bratem. Pomimo tego atmosfera jaka panuje w naszym mokotowskim mieszkaniu 24, 25 i 26 grudnia jest nie do opisania. Już dzień wcześniej , wieczorem, przyjeżdża Anka, Maciek i Zuzia, którzy pomagają nam w robieniu zakupów niezbędnych do zrobienia pyszności przygotowywanych zazwyczaj przez damską część rodziny. Panowie ozdabiają balkon, mieszkanie i ustawiają choinkę - żywą, bo zapach tego drzewa robi kawał dobrej roboty. Zdaniem dziadka, nie ma Wigilii bez 12 potraw. Zawsze upiera się, że można zrobić wszystkiego po trochę, no chyba, że mowa na przykład o barszczu, w którym jestem zakochana od dzieciństwa i potrafię go pić chyba z dziesięć razy w ciągu dnia i o rybie, która bardzo często w normalnym okresie roku zastępuje mi mięso.

Na samą myśl o tym wszystkim uśmiechnęłam się sama do siebie i popatrzyłam na wydrukowane zdjęcia z badania. Paulina obiecała, że dzisiaj mogę zostać w domu, ale za to muszę skontaktować się drogą elektroniczną z kilkoma osobami, wysłać im kilka dokumentów w załącznikach i odebrać zamówienia. Lubiłam to robić więc spędzenie popołudnia bądź wieczoru 'po bełchatowsku' nie było problemem, tym bardziej, że ostatnio bardzo rzadko bywam w Warszawie, a moje mieszkanie ciągle jest tylko do połowy umeblowane.


(zmiana narratora) Bełchatów. 
- Cześć Aniu, zastałem Maćka?
- Od rana siedzi w Warszawie, miał jakąś sprawę do ojca i mieli gdzieś jechać, ale obiecał, że wróci na kolację. Może zaczekasz, zrobię kawę i pogadamy. Sto lat cię nie widziałam!
- W sumie to sprawa nie cierpiąca zwłoki, a mam dziś trochę czasu, więc chętnie. 

Ania zniknęła w kuchni, pytając tylko o to, ile słodzę. Ja zaś rozglądałem się po mieszkaniu, bo Maciek chwalił się, że we wrześniu skończyli remont generalny wszystkich pomieszczeń. Jeden z pokoi był otwarty, a na łóżku leżała sterta ubrań, domyśliłem się, że to Dominiki. Jednak nie to mnie zaciekawiło. przy lampce nocnej zauważyłem czarno biały wydruk jakiegoś badania. Z reguły nie jestem wścibski, ale pozwoliłem sobie podejść i sprawdzić, co dzieje się z Domką. 


- No! Jest 20, dobry czas. - odezwałam się do babci, która oglądała jakiś teleturniej i odpowiadała na pytania razem z grającym.  Kamil siedział z dziadkiem w kuchni i odsmażali już chyba drugą patelnie pierogów ruskich. Postanowiłam dołączyć do oglądania telewizji. Nagle ktoś wparował do mieszkania nawet nie pukając.
- Gdzie jest Dominika?!
- Co ty robisz? O tej porze? Jeszcze w dodatku bez kultury. Mógłbyś chociaż zapukać.
- A co Ty robisz? - Paweł pokazał mi wyciąg z USG, który zostawiłam na szafce w pokoju.
- Spokojnie, wszystko ci wytłumaczę.. - próbowałam przerwać awanturę.
- Nie ma czego tłumaczyć. Jesteś w ciąży, chciałaś to przede mną ukryć i okłamywałaś mnie, jak pytałem czy wszystko w porządku!
- Paweł, zamknij się!
- Ty się teraz zamknij! Wiesz, dziękuję ci za to, że jestem zapewne jedyną osobą, która nic o tym nie wiedziała. Nie chciałaś, żebym dowiedział się o istnieniu własnego dziecka?! A może nie chciałaś, żebym w ogólnie nie był obecny w jego życiu?! Co chciałaś mi tym pokazać, kłamiąc mnie i wciskając, że wiem wszystko o czym powinienem?
- Wszystko ci wytłumaczę! Daj mi dojść do słowa, proszę... - mówiłam przez łzy, łapiąc Pawła za rękę. Właśnie tej reakcji się obawiałam. Co ja sobie myślałam?
- Nie chcę tego słuchać. I dzięki za szczerość.

Paweł wyszedł, trzaskając przy tym drzwiami. Był zły. Cholernie zły, że tak go potraktowałam. Miał rację. Zachowałam się jak tchórz.
Stałam  przy ścianie, chowając twarz w dłoniach, a domownicy patrzyli na mnie z niedowierzaniem.
- Nic mu nie powiedziałaś? Naprawdę?
- Dajcie wy mi wszyscy święty spokój!

Wzięłam dokumenty i zbiegłam w dół, wysyłając SMS o treści: 'Będę o północy, nie pytaj.' Wiedziałam, że nikt nie pomoże mi tak jak Paulina.


piątek, 13 września 2013

#10 Czuję, że choć rożni się dziś twój świat, coś jednak nas łączy.


Boję się zbyt wielu niewinnych spraw, i złowrogich spojrzeń 

Wtedy w domu zwykle ukrywam twarz, myśląc o Tobie 
Co robisz, co chciałbyś mieć...



- Mariusz, zatrzymaj się, błagam.
- Przecież mamy kilometr do hali. Wytrzymasz.

Boże, nigdy więcej wyjazdu na Pomorze w tym stanie. Z momentem wyciągnięcia kluczyków ze stacyjki przez Mariusza, wybiegłam jak burza w stronę najbliższego drzewa.
- Kurwa mać! - skwitowałam moją dysfunkcję.
- No, kurwa. Czy nie zapomniałaś mi o czymś powiedzieć? - za swoimi plecami usłyszałam Paulinę, stojącą z założonymi rękoma.
- Nie ma o czym. Naprawdę.
- No tak. Rzeczywiście. Nie ma. Wymioty, zawroty głowy, humorki, jakbyś miała okres 3 razy w przeciągu dwóch tygodni i te ciągłe telefony od brata z pytaniami o samopoczucie. Nadal jesteś pewna, że nie masz mi nic do powiedzenia?
- Dziewiąty.
- I zapewne nie wie nikt, tylko Kamil, ja i ty sama. Aj, za dobrze cię znam. Dobra. Chodźmy na ten mecz. Rozprawimy się później.
-Paula. Przepraszam. Ale ja nie wiedziałam co zrobić i komu powiedzieć. Nie bądź zła. Postaraj się mnie chociaż trochę zrozumieć. I mam prośbę. To zostaje między nami.

Paulina uśmiechnęła się, co prawdopodobnie oznaczało zgodę. Chyba było mi trochę lżej, że już wie. W sumie sama jest matką, nawiasem mówiąc cudownego dziecka, którego jej zazdroszczę, a jej rady i nabyte już doświadczenie zapewne będą mi potrzebne.

*

Znajomości Mariusza pozwoliły na oglądanie meczu w rzędzie znajdującym się tuż za kwadratem dla rezerwowych. Postanowiłam pobawić się trochę w zdjęcia. Fotografowanie już od dłuższego czasu jest moim hobby i chętnie pstrykam kiedy tylko mam okazję.

Chłopcy pojawili się na boisku w celu rozgrzewki przed meczem. Paweł nie wiedział, że będę, dlatego kiedy stał tuż obok ławki trenera postanowiłam go oświecić.
- Mam nadzieję, że zobaczę dzisiaj kawał dobrej gry.
- Domcia? - jego mina była bezcenna. Takie pomieszanie 'Co ty tu robisz?' z 'Dlaczego nic nie mówiłaś?'.
- No we własnej osobie. To co, widzę dzisiaj walkę?
- Dla ciebie wszystko. Dla ciebie będę grać.
- Dobra, koniec. Nie ma czasu. Kopniak na szczęście i na boisko. - kopnęłam Pawła w tyłek, co wywołało szczery uśmiech na twarzy trenera.
- Dominika, nawet nie wiesz, jak się cieszę, że tu dzisiaj jesteś.

*

Gładka wygrana 3:0 wyraźnie ucieszyła naszych chłopaków. Ja jednak w głębi duszy najbardziej zadowolona byłam z gry Pawła. Jego poświęcenie w odbiorze zrobiło na mnie wrażenie. To był zdecydowanie jego dzień. Po wszystkim zawodnicy udali się do hotelu. Paulina z Mariuszem poszli na kawę do pobliskiej restauracji, a ja zostałam poproszona o rozmowę. Jako że na dworze było już chłodno, na rozmówcę poczekałam w samochodzie.

- No i jak? Dobrze grałem?
- Śmiem rzec, że jestem z ciebie dumna, Zatorski. Walczyłeś dzielnie o każdą piłkę.
- W tym meczu to było nietrudne zadanie. Gdyby walka o ciebie była taka to zapewne wszystko byłoby dziś inne. Dosłownie.

Nastała niezręczna cisza. Odwróciłam głowę w stronę bocznej szyby i szukałam w głowie tematu, którym mogłabym wypełnić tą dziwną pustkę w naszym dialogu.

- Dominika, jak to teraz będzie? No wiesz. Po mistrzostwach. Wiesz o co mi chodzi. - wyraźnie plątał mu się język. Ba. Właściwie sam nie wiedział jak ma ubrać w słowa to, czego nie chce mi dosłownie przekazać.
- Paweł, zobaczymy. Wszystko przyjdzie z czasem.
- A twoje samopoczucie... Te zatrucia i to wszystko... Na pewno jesteś ze mną szczera, że wszystko okej?

O nie, tatuśku. Nic ode mnie nie wyciągniesz.

- Wszystko jest w porządku. Na chwilę obecną są mistrzostwa i to jest dla Ciebie najważniejsze. Resztę odstaw gdzieś w kąt.
- Ty jesteś dla mnie najważniejsza. I zawsze byłaś. Nawet jak sam w to zwątpiłem. I jesteś. I będziesz.
- Idę do Pauliny i Mariusza, mam ochotę na kawę.

Wyszłam z samochodu, zostawiając Pawła samego. Przeczuwałam, że jeszcze chwila, a wygadałabym swoją największą jak na razie tajemnicę.
Było już grubo po 23, a za godzinę mieli zamykać. Nocowaliśmy u rodziny Pauliny, jakieś dwie ulice dalej.
Mariusz poszedł zapłacić za nasze kawy, a jego żona wykorzystała okazje, w której jesteśmy tylko we dwie.
- Przyjeżdżasz do Warszawy, odwiedzasz rodzinę, a przede wszystkim rodziców, którzy jeszcze są, następnie zawijasz do Maćka i Anki do Łodzi i grzecznie ich informujesz. Nie ma zmiłuj. Bo inaczej ja to zrobię.
- Paula! Nic nikomu nie mówie... - w tym momencie przerwała mi:
- Mam nadzieję, że się zrozumiałyśmy, Bartodziejska. To dla twojego dobra.

*

Mój pobyt na Pomorzu musiał zostać przerwany, ze względu na wiadomość od rodziców,  w której poinformowali mnie o szybszym powrocie do Stanów. Świadomość, że następnym razem zobaczymy się zapewne za jakieś kolejne trzy lata spowodowała, że wróciłam do rodzinnego miasta. Paulina nagadała mi tak, że nie miałam już innego wyjścia niż powiadomienie wszystkich o moim stanie.

Przed drzwiami od mieszkania dziadków, zatrzymałam się i obmyśliłam plan okoliczności, w jakiej przekażę nowinę. Niestety moje zamiary nie wiedzieć czemu nagle zniknęły i dosłownie kilka sekund po przekroczeniu progu i zastaniu wszystkich na uroczystej, ostatniej w najbliższym czasie, rodzinnej kolacji, powiedziałam biorąc przed tym głęboki oddech:
- Jestem w ciąży.
Zaskoczenie namalowane na twarzach domowników było tak ogromne, że momentalnie zwątpiłam w swój występ, a w myślach zaczęłam przeklinać Paulinę.

- Wreszcie powiedziałaś! - krzyknął mój cudowny brat, co spowodowało, że zmianę obiektu obserwacji wszystkich obecnych przy stole.



piątek, 6 września 2013

#9 Nie zadawaj pytań, to nie usłyszysz kłamstw.

- Dominika, jak to się stało? 
- To ty kurwa nie wiesz skąd się dzieci biorą? - dławiłam się własnymi łzami.
- Aśka z Wiktorią wiedzą?
- Nie. Jak zobaczyłam test to wyszłam pod pretekstem złego samopoczucia.
Kamil nie wiedział co ma robić. Stał przy oknie, aż w końcu podszedł do mnie i po prostu mnie przytulił, pomimo tego, że jego biała koszulka w przeciągu minuty miała tysiąc czarnych plam od tuszu. Rzadko się zdarza, żeby młodsze rodzeństwo ratowało starsze.
- Wiesz, to nie jest koniec świata. Jesteś dorosła, masz 25 lat, skończone studia, pracę, przecież dasz sobie radę. Pomożemy ci. Poza tym, lubisz małe dzieci. A ja mogę być chrzestnym!
- Ty nic nie rozumiesz! To jest dziecko Pawła, który nie jest ani moim mężem, ani narzeczonym, ani chłopakiem. Wpadliśmy, rozumiesz? Przespałam się z facetem, któremu znudziłam się z dnia na dzień, a wparowałam mu do łóżka. Nie potrafię mu wybaczyć tej krzywdy z dnia na dzień. I co ja mu teraz powiem? Że jestem w ciąży? Że musi się mną zająć? A on mi powie, żebym spadała i zostawiła go w spokoju, bo on jednak znowu przemyślał sprawę i doszedł do wniosku, że to znowu nie to. Przed nim mistrzostwa, sezon ligowy, ciężka praca. On ma skupić się na grze. Przekreślę mu moment, w którym jego kariera zaczęła nabierać rozpędu.
-  A kiedy wy ostatni raz… No wiesz.
- Jakieś 7 tygodni temu?  Mniej więcej.
- Musimy powiedzieć o tym w domu. Najlepiej jeszcze przy rodzicach.
- Zwariowałeś?! A im co powiem? Że bzyknął mnie mój były, a ja zapomniałam, że istnieje coś takiego jak antykoncepcja?  A co powiedzą koledzy z drużyny jak się dowiedzą?  Że wzięłam go na litość i wepchałam się pod kołdrę, żeby tylko ze mną został, a jak znowu mnie porzuci to żeby zniszczyć mu życie i wyrobić opinię zimnego skurwysyna, tak?  A media? Masz milczeć. Wiesz tylko ty. Przynajmniej do czasu. Później wymyślimy co dalej.
- Ale to dla twojego dobra…

- Stop! Dla swojego dobra powinnam usunąć, dopóki jest jeszcze wcześnie.
Kamil popatrzył na mnie z niedowierzaniem.
- Nie wierze w to co słyszę. Co ci jest winne to dziecko? Przecież to nie jego wina, że Paweł cię zostawił i stało się jak się stało.
- Mnie nic. Proszę, zrozum mnie.  Ono nie może się urodzić. Nie chcę zostać z tym sama. Nie ufam mu.
- No tak. Przecież usunięcie będzie najlepszym rozwiązaniem. Wiesz… Idę. Nie mam zamiaru tego słuchać.



Kamil wyszedł do dziadków trzaskając przy tym drzwiami, a ja ponownie zalałam się łzami. Zaczęłam obwiniać samą siebie za to, co się stało, za chwilę zapomnienia.  Zachowałam się jak gówniara, która nie zna słowa ‘’konsekwencje ‘’. 
*


O zaistniałej sytuacji ciągle wiedział tylko brat. Chwilowe mdłości, które na szczęście nie pojawiały się zbyt często tuszowałam w miarę dobrze. Z resztą od nawału pracy chyba nikt nie patrzył na wzajemne samopoczucia.  Od zrobienia testu minął tydzień i dopiero w tym momencie zdecydowałam się na poranną wizytę u ginekologa.  Oczywiście wszystko potwierdziło się, 8 tydzień.  Zastanawiałam się czy powiedzieć Paulinie. I właściwie sama siebie nie rozumiałam, dlaczego chce ukryć coś, czego na dłuższą metę nie dam rady. Od natłoku myśli pozwalała oderwać mi się praca, która była dla mnie swojego rodzaju wybawieniem od zwariowania.

- Tak w między czasie, wpadłem sobie do naszych klubowych kulis. Cześć wam, zapracowani!
- Paweł ?! Co ty tu robisz?
- No miałem kilka spraw do załatwienia, poza tym chciałem się z tobą zobaczyć. Podobno coś ze zdrowiem. Dominika, co się działo?

- No nic. Przecież się zatrułam tylko. Nie ma z czego robić od razu wielkiego halo.
- Ale dlaczego się denerwujesz? Ja na ciebie nie krzyczałem przecież.
- Nie denerwuję.
- Dominika?

- No przecież wszystko w porządku. Nie chudnę, nie upijam się, nie imprezuje, nikomu się nie naraziłam, nikt mnie nie eeeeee … zgwałcił ani nic. - głupia.
- Mogłabyś czasem zadzwonić. Na przykład wieczorem.  Dać znak, że żyjesz. Bo ja już czuję, że się narzucam.
- W porządku, będę dzwonić.
- Trzymam cię za słowo. A teraz opuszczam was, bo muszę dojechać na trening w miarę punktualnie.


Na jego widok moje serce znowu zaczęło wywracać milion fikołków, a fakt, że pod sercem noszę małego Zatorskiego bądź małą Zatorską wzbudziło we mnie uczucie, którego sama nie potrafię zdefiniować. Strach? A może niedowierzanie? Może jeszcze nie przywykłam do tego? A może powinnam już podjąć jakieś ważniejsze decyzje? Może powinnam znowu wyjechać? Boże, tyle pytań w mojej głowie, a na ani jedno nie znam odpowiedzi. Życie jest jeszcze bardziej skomplikowane niż myślałam.

Po pracy postanowiłam nie wracać do domu, tylko iść na krótki spacer. Usiąść na ławce w parku i przez dłuższą chwilę oddychać wrześniowym,  a prawie październikowym, niestety chłodnym już powietrzem. Ulubione piosenki w uszach skłaniały mnie ku głębokim refleksjom. Doszłam do wniosku, że muszę przeprosić brata. Doskonale wiedziałam, że usunięcie ciąży będzie nie tylko morderstwem dziecka, ale również moim psychicznym samobójstwem, którego nie chcę i nie powinnam sobie fundować.  Na domiar złego, a może i dobrego, obok mojej ławki ujrzałam słodkiego chłopczyka, który prawdopodobnie niedawno nauczył się chodzić. Na moich ustach zagościł uśmiech. Sam od siebie. Wyciągał swoje malutkie rączki w moją stronę patrząc z zaciekawieniem na mojego Iphone’a, którego trzymałam w ręce. Do dziecka podeszła chyba mama, bo był do niej łudząco podobny . Przeprosiła mnie za wścibskość małego  i biorąc go na ręce udała się w stronę pobliskiego supermarketu.  Bartodziejska. Ty przecież też zawsze chciałaś mieć syna. Nawet dwóch.  Właśnie takiego. 

*

Kamil siedział w pokoju. Rozwiązywał jakieś zadanie z matematyki. Weszłam cicho i stając obok brata popatrzyłam na numer zadania, nad którym najzwyczajniej się zastanawia.  Sama byłam dobra z matmy, więc szybko zorientowałam się o co chodzi.
- Przecież musisz to tylko uporządkować i policzyć. Nic trudnego.
- A ty co tutaj? Znowu przyszłaś pierniczyć jakieś durne farmazony? Już możesz wyjść.
- W sumie to z juniorem chcieliśmy zaprosić cię do kina. Bo mamy bilety. Mam dwa, a junior wchodzi za darmo, więc jeden zostaje. Ale skoro nie chcesz … To idę sobie.
- Stój! A junior kupi mi popcorn? Zjadłbym.
- Kupi. Kończ zadanie, a ja lecę do siebie. I nie planuj nic na piątek wieczorem. Masz ze mną randkę. Aha. Jeszcze jedno. Nie będzie żadnego usuwania. 
Kamil uśmiechnął się.
- Siostra, damy radę. Wujek wam pomoże.







Jakoś tak... Podoba mi się ten rozdział. <skromna ja>.
Zaczynam się zbierać w sobie. Motywować do działania. Prawko umówione, nauka idzie pełną parą. Będzie dobrze? Musi.
A teraz ujawniam się światu i macie brzydką mnie, czyli totalna prywata: http://instagram.com/olczaolcza

Adijos.