Czuję coś dobrego postępując niewłaściwie i czuję coś złego postępując właściwie.
-Widzę, że nieźle się urządziłaś. Kiedy byłem tu ostatni raz w salonie była tylko kanapa i telewizor. - powiedział zachrypnięty Paweł.
- Przejdźmy do rzeczy. Po co przyjechałeś?
- Domka…
- Nie mów tak.
- Dominika, ja wiem, że będzie ciężko, ale mam do Ciebie prośbę. Wysłuchaj mnie i postaraj się mi nie przerywać. Bo ... Ja żałuję tego co zrobiłem.
- Jedyne co teraz możesz zrobić to wyjść. Rozumiesz? - popatrzyłam na niego ze łzami w oczach, chociaż przez chwile wydawało mi się, że już mu wybaczyłam.
- Bez ciebie nie dam rady.
- Jedyne na co się mogę zgodzić to na relacje czysto koleżeńskie. Zamienianie ze sobą kilku słów, uśmiech na przywitanie - tyle. Aż tyle. I to tylko ze względu na pracę. Zostaw mnie i moje uczucia w spokoju. Daj mi zapomnieć. Wyjdź.
- Dominika!
- Wyjdź, kurwa! I nigdy tu nie wracaj!
Zjechałam plecami po drzwiach, przykucnęłam i ukryłam głowę w dłoniach. Znowu namieszał. Nienawidzę go. Nienawidzę go kochać. Chcę go mieć, ale wiem, że nie mogę. Nie chcę cierpieć dwa razy. Albo po prostu nie mogę mu uwierzyć. Nie potrafię.
Po wyjściu Pawła w złości poprzewracałam rzeczy, które leżały na stoliku. Usiadłam na parapecie, aby się uspokoić, jednak on ciągle mi to utrudniał. W jego samochodzie ciągle świeciło się światło. Jeszcze nie odjechał.
- Kurwa, co jest? -
powiedziałam sama do siebie, wzięłam bluzę i w japonkach zjechałam w dół.
Chciałam ostatni raz przemówić mu do rozumu. -Widzę, że nieźle się urządziłaś. Kiedy byłem tu ostatni raz w salonie była tylko kanapa i telewizor. - powiedział zachrypnięty Paweł.
- Przejdźmy do rzeczy. Po co przyjechałeś?
- Domka…
- Nie mów tak.
- Dominika, ja wiem, że będzie ciężko, ale mam do Ciebie prośbę. Wysłuchaj mnie i postaraj się mi nie przerywać. Bo ... Ja żałuję tego co zrobiłem.
- Jedyne co teraz możesz zrobić to wyjść. Rozumiesz? - popatrzyłam na niego ze łzami w oczach, chociaż przez chwile wydawało mi się, że już mu wybaczyłam.
- Bez ciebie nie dam rady.
- Jedyne na co się mogę zgodzić to na relacje czysto koleżeńskie. Zamienianie ze sobą kilku słów, uśmiech na przywitanie - tyle. Aż tyle. I to tylko ze względu na pracę. Zostaw mnie i moje uczucia w spokoju. Daj mi zapomnieć. Wyjdź.
- Dominika!
- Wyjdź, kurwa! I nigdy tu nie wracaj!
Zjechałam plecami po drzwiach, przykucnęłam i ukryłam głowę w dłoniach. Znowu namieszał. Nienawidzę go. Nienawidzę go kochać. Chcę go mieć, ale wiem, że nie mogę. Nie chcę cierpieć dwa razy. Albo po prostu nie mogę mu uwierzyć. Nie potrafię.
Po wyjściu Pawła w złości poprzewracałam rzeczy, które leżały na stoliku. Usiadłam na parapecie, aby się uspokoić, jednak on ciągle mi to utrudniał. W jego samochodzie ciągle świeciło się światło. Jeszcze nie odjechał.
*
Zapukałam w szybę samochodu. Sytuacja wyglądała dość dziwnie. Paweł trzymał głowę na kierownicy swojego bmw i ciężko oddychał głośno przy tym świszcząc. Usiadłam na siedzeniu pasażera.
- Masz gorączkę. - przyłożyłam dłoń do jego czoła. - Wysoką. Bardzo. Cholera. Jedziemy do szpitala, wysiadaj. Zmieniamy samochód.
- Ale nie trzeba.
- Kurwa! Zamknij się! - wrzasnęłam.
Z piskiem opon zaparkowałam pod szpitalem. Lekarze natychmiast zajęli się chorym, a mnie kazali poczekać na korytarzu.
*
- Przepraszam,Pani Bartodziejska? - moją szpitalną drzemkę na korytarzu przerwał lekarz z okularami na nosie i teczką z badaniami w rękach.
- Tak, znaczy eeeee no nie, znaczy tak. - cudownie, pogubiłam się w słowach, a lekarz popatrzył na mnie jak na jakąś wariatkę.
- Pan Paweł prosił o udzielenie pani informacji. Tak jak się spodziewaliśmy. Powikłania. Nieleczone zapalenie krtani, o którym poinformował nas pacjent, a później oskrzeli spowodowało ostre zapalenie płuc. Zbiliśmy gorączkę, która od bolącego i niewyleczonego gardła była bardzo wysoka, bo 39,8 stopni. Pacjent zostanie u nas na obserwacji dwa dni, jak prosił, a później na jego życzenie przewiezie go pani do domu i tam będzie kontynuowane leczenie. Zaraz dostanie pani receptę i rozpiskę dawkowania lekarstw. Potrzebna też rejonowa pielęgniarka, aby dwa razy dziennie dać zastrzyk. Co prawda pan Paweł powinien zostać w szpitalu dłużej, ale zapewniał nas, że pani, pani Dominiko się nim doskonale zajmie.
Sukinsyn. Zrobił to specjalnie.
- Panie doktorze. Sytuacja jest taka, że ja mieszkam w Warszawie, a Paweł w Bełchatowie. Ciężko będzie pogodzić jedno z drugim. - próbowałam się tłumaczyć.
- Podobno pracuje pani w Bełchatowie i tam będzie pani przebywać codziennie. Poza tym, jest pani jego partnerką z tego co wiem. - doktor popatrzył na mnie kolejny raz jak na wariatkę. Co ten pacan na tej sali tam nazmyślał, że nawet w szpitalu patrzą na mnie jak na kosmitę?!
- Dobrze, przypilnuję go. - głupia, oj głupiaś Bartodziejska. Ty i Twoja słabość do niego.
- Może pani wejść do pacjenta. Aha, jeszcze jedno. Jest bardzo słaby, musi dużo odpoczywać i nabrać trochę sił.
*
- Boże, w co ja się wpakowałam. Muszę Cię teraz niańczyć, a na to już pod każdym względem chyba trochę za późno.- rzuciłam obojętnie.
- A więc tak witasz się z chorym? Nieładnie. Poza tym, gdyby Ci na mnie nie zależało zostawiłabyś mnie i byłbym tu sam, więc chyba na nic nie jest za późno.
Miał rację. Kogo ja chce oszukać, skoro jego już nie dam rady.
- Wieczorami będę odjeżdżać do domu albo do wujka.
- Przynajmniej tyle. - czyżby był smutny ?
- Chyba nie myślałeś, że będę zostawać na noc.
Wróciłam do Warszawy gdzieś po pierwszej w nocy. Napisałam do Pawła SMS-a, zawiadamiając, że to niestety ja przyjadę odebrać go z warszawskiego szpitala, zawiozę do domu i sama pojadę do pracy. W końcu miał to być mój pierwszy dzień wśród Bełchatowian. Dominiko Bartodziejska, skończyło się siedzenie w domu.
*
- Wróciłam. Trochę się przedłużyło, ale zagadałam się z Paulą. - bez pukania weszłam do Pawłowego mieszkania, które znałam tak dobrze. Pierwszy dzień w pracy był w porządku, chociaż dostałam już jakieś papierzyska dotyczące zamówień koszulek i gadżetów, które będzie można zakupić na stronie internetowej klubu. Paweł od rana był już w domu.
- Kupiłaś coś do jedzenia? - zapytał ucieszony moim przybyciem.
- Nie. Będziesz musiał iść do restauracji i zjeść. W takim stanie.
- Czyli kupiłaś? To ryż z warzywami poproszę.
Zgadł. To właśnie ryż z kurczakiem miał być na obiad.
- Domka, druga komoda w salonie. - krzyknął, kiedy zobaczył, że krzątam się po kuchni w spódnicy i białej koszuli, a chwilę wcześniej zdjęłam klasyczne, czarne szpilki.
Przerwałam podsmażanie kurczaka i poszłam otworzyć szufladę. Były w niej poskładane wszystkie moje rzeczy, które zostawiłam u Pawła i których nie wzięłam. Bielizna, kosmetyki, koszula, dwie bluzki, legginsy, dwie pary spodenek i biała, Pawłowa koszulka z napisem, którą zawsze zakładałam rano, kiedy się ‘zasiedziałam’, żeby zrobić śniadanie.
-Dlaczego je tutaj trzymasz? - zapytałam cicho.
- Bo to nadal jest twój dom. I zawsze nim będzie. Przynajmniej dla mnie. I te rzeczy zawsze będą w tym miejscu, jeżeli ich nie weźmiesz.
Popatrzyłam na nie i uśmiechnęłam się lekko. Faktycznie. To był mój dom. Trzeci.
Ubrałam się w koszulkę Pawła i krótkie spodenki, które ledwo zakrywały mi tyłek, ale jakoś szczególnie je lubiłam. Związałam moje długie jasno brązowe włosy w ‘cebulę’ i wróciłam do smażenia.
- Fiu, fiu. Jeżeli obiad będzie tak samo smaczny jak Ty w obecnej chwili to ja od razu proszę o dokładkę. Aż odzyskałem smak do jedzenia. - usłyszałam.
- A ty powinieneś leżeć, a nie spacerować i komentować.
- Nie denerwuj się, już wracam przed telewizor, przyszedłem tylko po butelkę wody, ale jakoś nie żałuję. - zmierzył z góry na dół moje długie, zgrabne nogi, które lubiłam w sobie najbardziej, uśmiechnął się i wyszedł. Palant.
- Podano do stołu. Mam nadzieję, że sos nie wyszedł za słony.
- Zajebiste. Z resztą jak każde danie zrobione przez Ciebie.
- Jutro będzie chińszczyzna. Mówiłam już Karolowi, żeby do Ciebie zaglądał, kiedy mnie nie będzie. Zostawiłam Ci na rano kilka bułek, szynkę, ser żółty, a pomidory i szczypiorek są na parapecie. Nie musisz ich myć, bo w sumie już to zrobiłam, kupiłam też jajka, może Karol zrobi Ci jajecznice. Aha i pamiętaj żeby po śniadaniu wziąć ten wziewny lek, bo przestanie ….
- Domcia, stop. Oddychaj. - przerwał mi moją gadaninę.
- No bo kaszel Cię przestanie męczyć, no. To chyba już. - wzięłam głęboki wdech, jakby wyraźnie mi ulżyło.
- Dlaczego ty to wszystko dla mnie robisz ? - popatrzył swoimi niebieskimi oczami w moje, tak, jak to lubiłam najbardziej.
Zaniemówiłam.
- Na mnie już pora. Do zobaczenia jutro po 17. Jesteśmy w kontakcie.
Wieczorem po rozmowie z wujkiem i uzgodnieniem, że przez tydzień chyba u niego pomieszkam ruszyłam w stronę łazienki. Uznałam, że potrzebuję wyciszenia i chwili zastanowienia, więc postanowiłam wziąć co najmniej godzinną kąpiel. Po 20 minutach słodkiego lenistwa w wannie zadzwonił telefon. Cholera. Co on ode mnie chce?
- Mistrzu, a dlaczego ty jeszcze nie śpisz? -zapytałam z ironią.
- Odpowiem ci na twoje pytanie, kiedy ty odpowiesz na moje. To ostatnie, przed którym uciekłaś.
- Przed niczym nie uciekłam mój drogi. A teraz wybacz, ale nie mogę rozmawiać. - rozłączyłam się. Co za ulga.