piątek, 19 lipca 2013

#2 Ale kochanie, znowu pojawiasz się, wzbudzając moją miłość.

 Po jednym całym dniu spędzonym w ukochanej Warszawie, kilku głębszych z Wiką i Aśką,  spacerze o pierwszej w nocy po polach mokotowskich, opowieściach o Hiszpanach,  ich nagich torsach i katalońskich imprezach  nadszedł moment krótkiego wyjazdu do Bełchatowa. Pomimo tego, że znałam tam każdego i byłam raczej lubiana, a przynajmniej tak mi się zdawało, ogromnie się bałam.
- Ej, Domka, nie będziesz przecież rozmawiać z zawodnikami. Możesz jedynie im pomachać i od razu przechodzimy do formalności w biurze. Nawet go nie zobaczysz.  - powiedział z pełnymi ustami od hot-doga ze stacji benzynowej Maciek.
- Mam nadzieje, że masz racje. Na przypadkowe spotkania nie jestem jeszcze gotowa. Nie dziś. - skwitowałam, głośno wzdychając i popijając kawę, która smakowała jak bliżej nieokreślone coś.

Maciek jeździ jak wariat. Gwałtownie hamuje, a do tego przekracza prędkość, a najgorsze w tym wszystkim jest to, że nie chce dać mi prowadzić. Mężczyźni.
- Wujaszku, zatrzymaj się natychmiast, bo zostawię ci kawę na tapicerce, i wcale nie mówię o tej z kubka. - powiedziałam przez zęby, a na jego twarzy pojawił się szyderczy uśmiech. Uwielbiał się ze mną droczyć.
- Zatrzymaj ten samochód do cholery jasnej!  - oznajmiłam, znacząco podnosząc przy tym ton i robiąc minę seryjnego mordercy.
- Nie będzie potrzeby. Jesteśmy pod halą.

Nie pocieszył mnie. Na samą myśl o tym, że za kilkanaście sekund wysiądę z samochodu tego szaleńca i wejdę tam, odkąd uciekłam i gdzie wcześniej obiecałam wrócić, gdy tylko będę potrzebna, mój stan kwalifikował się tylko i wyłącznie do leżenia i płakania w poduszkę, a następnie zalania się w trupa.
No Bartodziejska.  Wysiadamy. Jest cudnie.



- Witamy szanowną panią Dominikę!  Ale zaraz, zaraz … Dlaczego jesteś taka blada? - krzyknęła Paulina, która bełchatowską księgowością zajmuje się lepiej niż nikt inny.
- Zapytaj mojego ukochanego wujka… - przytuliłam się do niej a po chwili z wyrzutem popatrzyłam na pirata drogowego, z którym przyjechałam.
- Słuchaj, zanim spiszemy umowy i spotkamy się z zarządem, musimy coś zrobić. - żona Wlazłego złapała mnie za rękę i zaprowadziła prosto na trening drużyny.
Oniemiałam. Nogi jak z waty, oczy jak pięciozłotówki i bladość skóry zbliżona do tej sprzed kilku minut po turbulencjach samochodowych.
- Chłopaki, przedstawiać nie muszę, ale powitać wypada.  Witamy już w stu procentach z nami, Dominiko! - odsunęła się w bok pozostawiając mnie na widoku.
Siatkarze nie kryli zadowolenia z mojej obecności. Kolejno podchodzili i przytulali się, w końcu trochę czasu minęło, odkąd byłam tu ostatni raz.
- Dobrze Cię widzieć! - uniósł mnie Mariusz, obkręcając kilka razy.
Ta radość od początku była jakaś dziwna. Moje oczy nie uciekały w stronę jednej osoby, poczułam swobodę.
- Michał, a gdzie trener? - zapytałam Winiarskiego.
- Wyszedł odebrać  jakiś ważny telefon, zaraz się pojawi.
W tym momencie na hali pojawił się szkoleniowiec. Uśmiechał się do mnie z daleka.
Za trenerem ktoś wbiegł na salę z impetem. Byłam pewna, że to któryś z Serbów, bo tylko ich głośne kroki i szelest wyrzucanej torby na krzesełka przy spóźnieniu powodowały zamieszanie.
- A tutaj co się dzieje, czyżby coś mnie ominęło?  - przebił się przez kolegów aby zobaczyć jeszcze niezidentyfikowany obiekt którym wszyscy są wyraźnie zainteresowani.
- Poczekaj!  - zatrzymał go Kłos, powodując  reakcję na zaczepkę.
W tym samym momencie, będąc chwilowo odwrócona plecami do chłopaków usłyszałam cichy szept Maćka.
- Domka, nie odwracaj się, nie teraz, proszę.
Zarówno on jak i ja nieświadomi bliskości jaka zaistnieje między nami za ułamki sekund odwróciliśmy się i  równocześnie odpowiedzieliśmy na pytania powstrzymujących nas osób:
- Ale dlaczego ?!

Nasze oczy jak zwykle wiedziały swoje. W moim przypadku chyba również serce. Nasze spojrzenia spotkały się, chociaż właśnie przed tym chciałam uciec. Patrzyliśmy na siebie. Nawet nie wiem ile, chociaż wydawało mi się, że nikt nie byłby w stanie tego ogarnąć. Czas się zatrzymał. Stanął w miejscu powodując gimnastykę mojego serca, które w olimpiadzie lekkoatletycznej narządów wewnętrznych zajęłoby bezkonkurencyjne pierwsze miejsce.
- Domka, ja... Wróciłaś. 

Nagle poczułam, że ktoś odciąga mnie z miejsca felernego zdarzenia.
- Chodź, idziemy. Mamy sprawy do załatwienia. - powiedział Maciek, któremu byłam dozgonnie wdzięczna, a przez ramie, ze wzrokiem spuszczonym już tylko w ziemię, wydusiłam tylko dwa słowa.
- Cześć Paweł. 

2 komentarze:

  1. Zator? Inny Paweł ze Skry do głowy mi nie przychodzi!
    Hmmm ciekawe cóż takiego zaszło między nimi, że tak dziwnie na siebie reaguja??

    OdpowiedzUsuń
  2. Cześć, Olu, lubię to ;)

    OdpowiedzUsuń