środa, 24 lipca 2013

#3 Ty to tylko? przeszłość.


Tramwaj, światła, ja w godzinie szczytu
 i znów się zastanawiam jak mu teraz idzie w życiu

ale nie chcę już wracać, chyba (?)
i mam nadzieję, że nie oszukuję sam siebie.
Znam siebie(?)

*

- No i jak to było ? Od początku, bo wiem tylko tyle, że byliście razem dwa lata i chyba nic więcej. No... i widziałam, że pasowaliście do siebie, bardzo. - powiedziała Paulina, którą zaprosiłam do swojego warszawskiego mieszkania na babski weekend, popijając mojego ulubionego drinka z malinami w barze na polach mokotowskich. 
- Paula, nie męcz...
- No mów, dziewczyno, potrzebujesz się komuś wygadać, wiem to. - popatrzyła mi w oczy i chyba miała rację. Cholera.
- Więc postaram się najszybciej jak mogę. Bezboleśnie. Chociaż tak się chyba nie da.
- No to zamieniam się w słuch.
- Poznaliśmy się na jednym z treningów, kiedy wujek przedstawił mnie chłopakom. Paweł grał wtedy chwilowo w Częstochowie, ale wiadomo było, że za parę miesięcy będzie już w Bełchatowie i przyjechał tak tylko na jeden dzień. Usiadł koło mnie na trybunach. Od początku dobrze nam się rozmawiało. I właśnie na początku dowiedziałam się, że lubi starsze, chociaż to tylko dwa lata różnicy. Wymieniliśmy się numerami, pisaliśmy, dzwoniliśmy do siebie, później  nawet przyjeżdżał do Warszawy, jak tylko mógł. W końcu kiedy nie było go obok jakiś czas cholernie tęskniłam i ciągle o nim myślałam. Kiedy dowiedziałam się że będzie grał w Bełchatowie postanowiłam zrobić mu niespodziankę i powiedzieć co czuje. Niestety, a może i 'stety' nie zdążyłam nawet spakować swoich rzeczy do torby, a on stał już w progu mojego mieszkania ze swoim bagażem, krzyknął, że mnie kocha i że musimy być razem. No. I na noc już został. 
- Jejku... Byłaś tak ładnie uśmiechnięta jak o tym opowiadałaś. - powiedziała wyraźnie zaciekawiona Paula.
- No, cicho! Nie przerywaj mi. Nasz związek trwał dwa lata. Najbardziej zajebiste dwa lata w moim życiu. Byliśmy do siebie podobni pod wieloma względami. Nigdy się nie nudziliśmy, śmialiśmy się z tych samych żartów, mieliśmy wspólne zainteresowania, lubiliśmy jeść te same rzeczy, chodzić w te same miejsca i narzekać również na to samo. Słuchaliśmy siebie nawzajem i krzyczeliśmy na siebie jak durni, kiedy było źle. Bo przecież żaden związek nie jest idealny. Chociaż było ich niewiele, upadki się zdarzały. Ale to i tak było w tym wszystkim najpiękniejsze, bo tylko umacniało nasze uczucie. - powiedziałam patrząc na jego zdjęcie w galerii zdjęć w moim telefonie.
- No to dlaczego ...
- Dlaczego się rozstaliśmy?
 W sumie to ja nie wiem. - spojrzałam kolejny raz na jego zdjęcie ze łzami w oczach.

- Jak to nie wiesz? 
- Nie oddzywał się tydzień. Unikał mnie, nie odbierał telefonów. Mówił tylko, że zobaczymy się w weekend. I przyjechał. Usiadł na kanapie, nawet się ze mną nie witając, popatrzył w podłogę i powiedział, że nie wie, czy mnie kocha tak, żeby spędzić ze mną resztę życia - łzy pociekły mi po policzkach. - i powiedział jeszcze, że to były cudowne dwa lata, ale już nie chce ze mną być. 
-  O Boże, co za drań. - w głosie Pauliny wyczułam złość.
- Później uciekłam. Pojechałam do Wiki rodziców w tajemnicy po klucz do ich mieszkania w Hiszpanii. Było gdzieś po 11 w nocy. Nie powiedziałam prawdy, że jadę zapomnieć, tylko,że dostałam propozycje wzięcia udziału w jakimś kursie i zatrzymam się tam na trochę na urlop przed pracą w Skrze, a Paweł kiedy będzie mógł, dojedzie do mnie. Skłamałam. Wolałam uniknąć gadania. Powiedziałam tylko dziadkom, nikomu innemu. nawet wujek dowiedział się później. 
- Myślałaś, że tak będzie lepiej ? - niepewnie zapytała 
- I było. Imprezowałam, poznałam koleżanki, również Polki, bawiłam się 24 godziny na dobę, piłam, chodziłam na zakupy, jeździłam na krótkie wycieczki po okolicy. Wydałam mnóstwo pieniędzy, ale wiele rzeczy przemyślałam. W końcu postanowiłam wrócić, bo okazało się, że zaczynam pracę. Byłam przygotowana na niego. Wydawało mi się, że pomimo tego, że moje uczucie ciągle jest i pewnie będzie jeszcze długo, a może i zawsze, nie będzie aż takie, jakim się okazało być.  Paulina, przeliczyłam się. Ale nie chcę rezygnować. Nie poddam się tak łatwo. Muszę nauczyć się z tym żyć.
- A gdyby chciał do Ciebie wrócić ?
- To niemożliwe. Nie uwierzę w jego miłość po raz drugi, a przynajmniej tak myślę. 
- A pisał? Dzwonił? - moja towarzyszka nie dawała za wygraną.
- Pisał, początkowo codziennie, żebym odebrała. Byłam nieugięta. Później dawał mi o sobie znać co kilka dni. Ha! Specjalnie, kiedy udawało mi się powoli ogarnąć swoje myśli. 
- Domka, co będzie dalej ? 
- Dalej? Nic. Nauczę się żyć bez niego.

*

Moje mieszkanie, choć średnio urządzone, bo dopiero niedawno postanowiłam radzić sobie bez facetów było takie, jak zaplanowałam. Nowoczesne, w zimnych kolorach, z widokiem na Warszawę, bo znajduje się na 14 piętrze. W bloku obok mieszkają dziadkowie, więc kiedy moja lodówka jest pusta, na obiad mam blisko. Niestety Paulina musiała wrócić już w sobotę po południu do domu. Jej synek został tylko z ojcem, który zaobserwował, że ich wspólna pociecha chyba się przeziębiła. Ubrałam więc czarne obcisłe getry, adidasy, sportową bluzę z kapturem, założyłam słuchawki i wybrałam się na mój wieczorny rytualny już bieg po ulicach miasta. Dwie i pół godziny wysiłku fizycznego pozwala się odstresować. Po rozmowie z Pauliną potrzebowałam takiej odskoczni.
*
Dotarłam pod klatkę schodową. Oparłam ręce na kolanach i próbowałam unormować oddech. Nagle usłyszałam dość zachrypnięty, jak przy zapaleniu krtani  głos dobiegający z parkingu samochodowego.
- Kurwa! Źle zaparkowałem. 
Ciekawska ja podbiegłam resztkami sił do miejsca skąd usłyszałam głosy. Moim oczom ukazał się mężczyzna wysiadający drzwiami od strony pasażera, a cała akcja rozgrywała się obok mojego samochodu.
- Przepraszam pana, to może ja odjadę, w sumie po mojej stronie mam wolne miejsce, a pan nie będzie wsiadał jakimiś innymi dziwnymi sposobami. -
powiedziałam do obcego zachowując bezpieczną odległość.

- A gdyby pani mogła, byłbym wdzięczny, bo wie pani, ja przyjechałem do znajomej, która mieszka w tym bloku i pewnie jeszcze tej nocy będę musiał wyjechać. I przepraszam, że straszę panią chrypą, ale choroba nie wybiera.

Zbliżyłam się, bo uznałam, że raczej nie grozi mi nic poważnego, pomimo tego, że nieznajomy tak samo jak ja miał na głowie kaptur.

- A tak całkiem poważnie, to fajny ma pani ten samochodzić. Zaraz, zaraz ... Domka ?! - usłyszałam głos, który pomimo tej chrypy nagle wydał się znajomy.

2 komentarze:

  1. Czyżby Paweł się pojawił?? Tą zanjomą sama Danka będzie???
    Ciekawe wnioski chłopina wysnuł po 2 latach związku!!

    OdpowiedzUsuń
  2. nie wiem czego się spodziewać, naprawdę ;)
    +każdy wie, że nie umiem pisać komentarzy, więc dodam tylko: jestem ;)

    OdpowiedzUsuń