poniedziałek, 15 lipca 2013

#1 never look back


,,Zza szyby oglądam betonu stolicę, już jestem na drugim jej brzegu.''
Dokładnie te słowa piosenki zabrzmiały w moich słuchawkach, gdy wylądowałam na warszawskim Okęciu. Było gdzieś tak po 22. Powietrze jak zwykle było ciężkie a klimat jaki od razu można było wyczuć w tym mieście mógł  przytłoczyć niejedną osobę.

Jednak ja z całego serca kochałam Warszawę. Czułam się w niej dobrze.Wielka, zatłoczona, żyjąca 24 godziny na dobę często pozwala mi zapomnieć choć na jakiś czas o tym, o czym nie chciałabym pamiętać. Nawet wódka smakowała tutaj lepiej niż gdziekolwiek indziej. Naprawdę. Ludzie byli dla siebie obcy, każdy żył swoim życiem i interesował się tylko tym, co dotyczy bezpośrednio jego. Nawet na Mokotowie. Nie było plotek, szeptów, wymyślanych historii. I choć większość ludzi ma o tym mieście własne, często negatywne zdanie, ja mam prawo mieć je głęboko w poważaniu.

Tęskniłam.
*
Nazywam się Dominika Bartodziejska, mam 25 lat i pochodzę właśnie z Warszawy, chociaż moim drugim domem jest Łódź. Gdy miałam 10 lat rodzice wyjechali do Stanów i zostawili mnie pod opieką dziadków i wujka Maćka, który mieszka w Łodzi, a pracuje w Bełchatowie, jako drugi trener Skry Bełchatów. Uczyłam się i studiowałam ekonomię w rodzinnym mieście, a gdy tylko miałam czas wpadałam do wujka do Łodzi albo Bełchatowa. Z dziadkami i Maćkiem (bo zawsze chciał, żebym mówiła po imieniu) mam cudowny kontakt i zawsze taki był. Nigdy nie wyczuwałam nadopiekuńczości, wręcz przeciwnie, czułam, że byłam traktowana w stu procentach serio i dojrzale. Dziś, kiedy zawodzą koleżanki albo po prostu nie mogą się ze mną spotkać, śmiało mogę poprosić dziadka o rozmowę przy babcinej nalewce, babcie o wypad na miasto po nową sukienkę a wujka o rozmowę telefoniczną o pierwszej w nocy, bo wtedy gada się najlepiej.

*

Stałam z dwiema walizkami i wypatrywałam w tłumie swoją rodzinę. Po chwili moim oczom ukazało się dwóch wysokich mężczyzn i drobna kobieta w kasztanowych włosach do ramion.

- Chyba nie myślałaś, że się nie pojawimy. - powiedział Maciek mocno przytulając mnie do siebie.

- Byłam na to przygotowana, bo myślałam, że ktoś został w domu i robi mi pierogi ruskie na przywitanie. - zażartowałam i puściłam oczko w stronę babci, której pierogi były najlepsze na świecie.

W dziadkowym, piętnastoletnim mercedesie jak zwykle czuć było odświeżacz powietrza o zapachu lasu, a siedzenia i wycieraczki jak zwykle były czyściejsze niż fotele w moim samochodzie, który choć ma niecałe 3 lata dziadkowemu nigdy nie dorówna. Usiadłam na przednim siedzeniu obok dziadka i poinformowałam przez SMS Wiktorię i Aśkę, że jestem w Polsce, wylądowałam cała i zdrowa i żadnej katastrofy nie było.

*
Mokotów. Dotarliśmy do bloku dziadków. Przez 7 miesięcy mojej nieobecności nic się tu nie zmieniło. Klatka schodowa dalej nie pomalowana a poręcz przy schodach ciągle wygięta na trzecim piętrze obok mieszkania Wiśniewskich.

- Babciu, jaka piękna kuchnia ! - krzyknęłam z zachwytem wchodząc do mieszkania.

Babcia uśmiechnęła się z dumą i objęła dziadka. Zawsze marzyła o takim wystroju tego pomieszczenia. A ja zazdrościłam im, że pomimo tego, że obydwoje mają 62 lata kochają się tak, jakby mieli 20. To było piękne.

- Domiś, nie chcę psuć tego rodzinnego klimatu, ale mam nadzieje, że wiesz już w jakim celu chciałem, abyś wróciła do Polski. Nawrocki mówił, że skontaktuje się z Tobą.

Cholera. Ten to zawsze wybierał najbardziej odpowiednie momenty.

- Tak. Już wszystko wiem. Mam tylko pytanie, bo nie wiem czy ...
- Czy nie będzie już grał w Skrze ?
- Maciek, tylko mi nie mów ...
- Będzie. Kontrakt przedłużony, nigdzie się nie wybiera.


Wstałam z krzesła i podeszłam do okna. W tym momencie w moich oczach pojawiły się łzy a w myślach wspomnienia. Całe dwa lata przeleciały mi przed oczami. Dwa lata cudownych chwil. Dwa lata obok niego. Na ramieniu poczułam dłoń Maćka. Wiedział o wszystkim. Wiedział jak bardzo zabolało mnie to co usłyszałam, przecież nie mógł skłamać. A ja sama przecież nie mogłam się poddać i  zrezygnować z marzeń o pracy z zespołem. Nie mogłam uciec kolejny raz do Hiszpanii do mieszkania rodziców Wiki, które stoi puste, zostawiając wszystko, przyśpieszając egzaminy i znikając bez słowa. Nie chciałam tego powtarzać. Wstydziłam się sama przed sobą swojego tchórzostwa.

- Jedziemy rano? - popatrzyłam na brata ojca, a w moim głosie czuć było pewność siebie.

On zaś przytulił mnie do siebie.

- Dzielna dziewczynka. - powiedział, co dało mi ogromnego kopa. 

2 komentarze:

  1. jeżeli w tej nudzie tworzysz takie coś to może tak częściej?
    +Mariusz, ja to wiem <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Zaczyna się całkiem fajnie i myślę, że mam ochotę na kolejne i kolejne rozdziały!!! Tak naprawdę też, chce poznac tego chwilowo tajemniczego KOGOŚ:)
    http://mynieistniejemy.blogspot.com/
    No i kurcze, aż wstyd się przyznać, że prawdziwa POLKA nie była w stolicy. Tak! Nigdy nie byłam w Warszawie:(

    OdpowiedzUsuń