- I informujesz nas łaskawie dopiero teraz, tak? - ojciec chyba nie był zadowolony. A przynajmniej na takiego nie wyglądał.
- Przepraszam, przecież nic się chyba takiego nie stało... Dopiero 9 tydzień. - broniłam się, kładąc na stół wyniki USG.
- Ale stać się mogło. Najlepiej to było powiedzieć dopiero pod koniec ciąży. Tak żebyśmy z mamą nic nie wiedzieli, żeby nikt ci nie pomógł i żeby nas nie było w Polsce. Dorosła kobieta, a chciała ukryć ciążę tak jak małolata, która wpadła z pierwszym lepszym. Po co się ukrywałaś?
Zabolały mnie te słowa. Tym bardziej, że nie były one stu procentową prawdą. Postanowiłam nie pozostać dłużna.
- Dobrze, jest tak dobitnie odczuć twoją obecność po raz pierwszy od 15 lat. Szkoda tylko, że w taki sposób. No wpadliśmy. I to nie będąc razem. Fajnie, prawda? I powiem ci tatuś, że Kamil udał się do ojca. Szkoda tylko, że do twojego a nie do ciebie. A z resztą... Ta reakcja oznaczała chyba, że nie ma chyba czego więcej wyjaśniać.
Pomimo wołań mamy, abym usiadła i powiedziała wszystko na spokojnie wyszłam z mieszkania i skierowałam się w stronę mojego samochodu, który trzeba było przestawić z parkingu do mojego garażu.
Zdenerwowana całym zajściem wróciłam do domu, rzuciłam w kąt torebkę i bezwładnie opadłam na sofę. Wyciągnęłam telefon, który jak na złość był rozładowany. No tak. Ja nie mogę mieć rozładowanego telefonu. To przecież od razu oznacza, że umarłam albo śmiertelnie obraziłam się na osobę, która próbuje się ze mną skontaktować. Po chwili wysłałam kilka SMS z groźbą utraty życia, która najwyraźniej nic sobie z tego nie zrobiła i odpisała tylko 'Jeszcze mi za to podziękujesz, Skarbie.'.
Około 3 miesięcy później, 16 grudnia.
- Pani Dominiko, dziecko rozwija się prawidłowo. Na chwilę obecną, czyli w 20 tygodniu ciąży jestem w stanie stwierdzić, że jest to ...
W tym momencie czułam, jak moje serce rozrywa skórę i przedostaje się na zewnątrz. Paulina patrzyła wzruszona na ekran USG, a jej uśmiech na ustach sugerował, że za chwilę również i ja będę zadowolona.
- Chłopiec.
Do oczu napłynęły łzy. Spełniło się jedno z moich marzeń. Zawsze chciałam mieć syna. W zasadzie dwóch. A patrząc na ekran zaczęłam nienawidzić siebie, za to, że kiedykolwiek myślałam o pozbyciu się Mikołaja. Tak. Mikołaja, bo właśnie tak będzie się nazywać.
O ciąży wiedzieli już wszyscy - Młody, rodzice, dziadkowie, Maciek z rodziną, dziewczyny i Paulina z Mariuszem. No dobra, prawie wszyscy. Jestem mistrzynią w informowaniu o sytuacji osoby, która jest z nią bezpośrednio związana. Brawo, Bartodziejska. W głowie miałam jednak cudowny plan powiadomienia Pawła o wszystkim w Boże Narodzenie. Byłam zdania, że są to jedyne dni w roku, kiedy nawet największe świnie okazują uczucia i zaczynają mówić ludzkim głosem. Sama nie wiedziałam czego chce i co będzie prostsze. Słowa Pawła zapewniające o jego uczuciu do mnie średnio przekonywały do jakiegokolwiek kroku w przód. Przecież to tylko słowa. Powiedzieć można wiele i ranią bardziej niż czyny, do zaufania potrzeba i tego, i tego.
W Bełchatowie, Warszawie i Łodzi od kilku dni panuje już typowo świąteczna atmosfera. Powinnam jej nienawidzić, bo przecież nie spędzam świąt z rodzicami tylko dziadkami, rodziną Maćka i bratem. Pomimo tego atmosfera jaka panuje w naszym mokotowskim mieszkaniu 24, 25 i 26 grudnia jest nie do opisania. Już dzień wcześniej , wieczorem, przyjeżdża Anka, Maciek i Zuzia, którzy pomagają nam w robieniu zakupów niezbędnych do zrobienia pyszności przygotowywanych zazwyczaj przez damską część rodziny. Panowie ozdabiają balkon, mieszkanie i ustawiają choinkę - żywą, bo zapach tego drzewa robi kawał dobrej roboty. Zdaniem dziadka, nie ma Wigilii bez 12 potraw. Zawsze upiera się, że można zrobić wszystkiego po trochę, no chyba, że mowa na przykład o barszczu, w którym jestem zakochana od dzieciństwa i potrafię go pić chyba z dziesięć razy w ciągu dnia i o rybie, która bardzo często w normalnym okresie roku zastępuje mi mięso.
Na samą myśl o tym wszystkim uśmiechnęłam się sama do siebie i popatrzyłam na wydrukowane zdjęcia z badania. Paulina obiecała, że dzisiaj mogę zostać w domu, ale za to muszę skontaktować się drogą elektroniczną z kilkoma osobami, wysłać im kilka dokumentów w załącznikach i odebrać zamówienia. Lubiłam to robić więc spędzenie popołudnia bądź wieczoru 'po bełchatowsku' nie było problemem, tym bardziej, że ostatnio bardzo rzadko bywam w Warszawie, a moje mieszkanie ciągle jest tylko do połowy umeblowane.
(zmiana narratora) Bełchatów.
- Cześć Aniu, zastałem Maćka?
- Od rana siedzi w Warszawie, miał jakąś sprawę do ojca i mieli gdzieś jechać, ale obiecał, że wróci na kolację. Może zaczekasz, zrobię kawę i pogadamy. Sto lat cię nie widziałam!
- W sumie to sprawa nie cierpiąca zwłoki, a mam dziś trochę czasu, więc chętnie.
Ania zniknęła w kuchni, pytając tylko o to, ile słodzę. Ja zaś rozglądałem się po mieszkaniu, bo Maciek chwalił się, że we wrześniu skończyli remont generalny wszystkich pomieszczeń. Jeden z pokoi był otwarty, a na łóżku leżała sterta ubrań, domyśliłem się, że to Dominiki. Jednak nie to mnie zaciekawiło. przy lampce nocnej zauważyłem czarno biały wydruk jakiegoś badania. Z reguły nie jestem wścibski, ale pozwoliłem sobie podejść i sprawdzić, co dzieje się z Domką.
- No! Jest 20, dobry czas. - odezwałam się do babci, która oglądała jakiś teleturniej i odpowiadała na pytania razem z grającym. Kamil siedział z dziadkiem w kuchni i odsmażali już chyba drugą patelnie pierogów ruskich. Postanowiłam dołączyć do oglądania telewizji. Nagle ktoś wparował do mieszkania nawet nie pukając.
- Gdzie jest Dominika?!
- Co ty robisz? O tej porze? Jeszcze w dodatku bez kultury. Mógłbyś chociaż zapukać.
- A co Ty robisz? - Paweł pokazał mi wyciąg z USG, który zostawiłam na szafce w pokoju.
- Spokojnie, wszystko ci wytłumaczę.. - próbowałam przerwać awanturę.
- Nie ma czego tłumaczyć. Jesteś w ciąży, chciałaś to przede mną ukryć i okłamywałaś mnie, jak pytałem czy wszystko w porządku!
- Paweł, zamknij się!
- Ty się teraz zamknij! Wiesz, dziękuję ci za to, że jestem zapewne jedyną osobą, która nic o tym nie wiedziała. Nie chciałaś, żebym dowiedział się o istnieniu własnego dziecka?! A może nie chciałaś, żebym w ogólnie nie był obecny w jego życiu?! Co chciałaś mi tym pokazać, kłamiąc mnie i wciskając, że wiem wszystko o czym powinienem?
- Wszystko ci wytłumaczę! Daj mi dojść do słowa, proszę... - mówiłam przez łzy, łapiąc Pawła za rękę. Właśnie tej reakcji się obawiałam. Co ja sobie myślałam?
- Nie chcę tego słuchać. I dzięki za szczerość.
Paweł wyszedł, trzaskając przy tym drzwiami. Był zły. Cholernie zły, że tak go potraktowałam. Miał rację. Zachowałam się jak tchórz.
Stałam przy ścianie, chowając twarz w dłoniach, a domownicy patrzyli na mnie z niedowierzaniem.
- Nic mu nie powiedziałaś? Naprawdę?
- Dajcie wy mi wszyscy święty spokój!
Wzięłam dokumenty i zbiegłam w dół, wysyłając SMS o treści: 'Będę o północy, nie pytaj.' Wiedziałam, że nikt nie pomoże mi tak jak Paulina.
Nie, nie, nie, nieeeeeeeee! Paweł no jak mogłeś, no! Myślałam, że chociaż dasz jej wytłumaczyć część tego, co miała Ci do powiedzenia. No tego też się nie spodziewałam. Głownie tego, że Zati tak wybuchnie, bo tego, że się pokłócą to byłam pewna. Oj Domka, coś ty narobiła. Ratuj wszystko, ratuj dziewczyno, bo nawet nie wiesz jakie szczęście Cię w życiu spotkało. ^^ Paulina lekiem na całe zło. Całe szczęście, że może się jej wygadać :3
OdpowiedzUsuńAle ja jestem niesłowna jezusie :( Jeszcze nic nie dodałam :<
W ogóle dzisiaj nie ogarniam. Nic a nic. W dodatku po przeczytaniu kilku pierwszych zdań co chwile powtarzałam: Ej, to na pewno miało być tak? I było. No jak się później okazało, bo jakoś pominęłam fakt, że ona powie rodzicom, że wpadli. Ogólnie to Paweł jest dziwny, głupi i nieodpowiedzialny, ale na pewno mimo jego zachowania tutaj polepszyłam swoją marną opinie o nim, która troszkę ucierpiała po wczorajszym meczu. No dobra. Troszkę więcej niż troszkę. Widzisz? Mówiłam, że bredzę. I w ogóle jak można uciec od stołu z pieroszkami?
OdpowiedzUsuń